Witam Pany
Miałem dzisiaj wypadek motocyklowy wyglądało to dość tragicznie większość gapiów stwierdziło ze trup i takie tam jak to gapie. SPrawa wyglądała tak ze jadąc ulicą z pierwszeństwem wyjechał mi facet fordem przed samym moto. Proba minięcia, ostree hamowanie efektowne stoppie i przez przód pojazdu lot i saltem. Do szpitala erką policjant co niby na moto jezdzi chciał mi sciagac kask bez przyjazdu erki i szarpie mnie za głowie dopiero kolega mu zwrocił uwage ze jest chyba niepoważny. Potem szpital i te sprawy rentgen USG niby nic nie wykazało. Wypis po godzienie ze szpitala !!!!!!!! podejrzenie naderwania kręgosłupa oraz zadrapania i heja. Chodzic chodze ale ciezko. Na miejsce wypadku się udaje zeby zobaczyć moje maleństwo. Zaproszony zopstałem do radiowozu i tam Pan jechane na mnie ze debil ze predkość i stwierdza ze obopolna wina za wymuyszenie u mnie za predkość i czy przyjmuje mandat. Ja ze w zadnym wypadku. Potem Pan z samochodu podobno były policjant co w niego niby ja wjechałem i pojawiłem się z nieba ze to i tak sie tak zakonczy zebym podpisywał. Przyjechał jego brat adwokat i to samo ze i tak nie wygram a czas trace a on musi jechac na wczasy, Nic czy sie dobrze czuje czy mi pomoc tylko na mnie jechane. Policjant w radiowozie tez ze jezdzi i ze nie jest mozliwe zeby tak zahamować z powiedzmy 60 km/h zeby tylne koło uniosło. W srode ide na zeznania, powiedzcie mi Pany co ja mam zrobić jak z tego wyjśc na tarczy? Przepraszam za niespojny tekst ale 4 godziny temu latałem niczym Małysz na głowke na asfalt.